Z chmur nad Nowym Jorkiem wyłania się olbrzymi sterowiec "Hindenburg III". Majestatycznie dolatuje do iglicy Empire State Building, rzuca liny i cumuje. Wiemy, że po to właśnie iglicę zbudowano, chociaż w rzeczywistości nigdy żaden sterowiec przy niej nie „zaparkował”. W tym momencie zdajemy sobie sprawę, że przenieśliśmy się do lat 30-tych XX wieku ale zupełnie innych niż znane z historii. Wkrótce potem Nowy Jork zostaje zaatakowany przez gigantyczne roboty, niszczące domy i miażdżące samochody na ulicach. Pomóc może tylko legendarny as przestworzy, weteran walk nad Chinami rezydujący w bazie na ufortyfikowanej wyspie. Radiooperator wzywa więc bohatera, fale radiowe niczym w kreskówce rozchodzą się wokół anteny i już po chwili z chmur nurkuje myśliwiec P-40, jak się z czasem okaże mocno zmodyfikowany i zdolny nie tylko do latania. Na silniku wymalowaną ma uzębioną paszczę. Za jego sterami siedzi przystojny mężczyzna w lotniczych goglach i z zawadiacko postawionym kołnierzem lotniczej kurtki - Sky Kapitan (Jude Law). Dzięki brawurowej akcji atak robotów zostaje odparty, ale po pewnym czasie powtarza się, tym razem w wykonaniu latających machin. Na nic szalony pościg pomiędzy budynkami, nalot rujnuje bazę Kapitana. Poza tym porwany zostaje jego najbliższy współpracownik - genialny konstruktor Dex (Giovanni Ribisi).
Witajcie chłopcy. Nazywam się Domina Angela. Chcecie zobaczyć mój pejcz?
Kapitan dzięki swej przyjaciółce - dziennikarce Polly Perkins (Gwyneth Paltrow) dowiaduje się, że za wszystkim stoi genialny i zarazem szalony (jakżeby inaczej) niemiecki naukowiec Totenkopf. Wcześniej porwał on kilku naukowców, swoich rodaków, jeszcze przed I wojną światową pracujących nad tajemniczą bronią. Jak przystało na superbohatera Kapitan musi uratować świat a przy okazji swojego kumpla. Któż inny mógłby pomóc mu lepiej niż pyskata dziennikarka na szpilkach i w kapelusiku? Bohaterowie lecą więc do samego serca Azji, do tajemniczej tybetańskiej krainy skąd prowadzone miały być ataki. Pod samolotem przesuwają się równoleżniki i nazwy krain a my wygodnie rozparci w kinowych fotelach dajemy ponieść się historii, opowiadanej z wielkim przymrużeniem oka przez reżysera i scenarzystę w jednej osobie – Kerry’ego Conrana.
W środku Wasilij Zajcew. A nie, pomyłka. To nie ten film.
Seans trwa a przez głowę widza – kinomaniaka – czytelnika - gracza przelatują skojarzenia wywołujące uśmiech na twarzy i uznanie dla twórcy. Kapitan mógłby stanąć w jednym szeregu z Flashem Gordonem, Buckiem Rogersem, Batmanem i innymi rysunkowymi herosami epoki Wielkiego Kryzysu. Pomysł, że jego towarzyszką ma być piękna pani dziennikarz też chyba skądś znacie, prawda? Atak robotów na Nowy York to "Wojna światów", wyprawa do Tybetu to brytyjskie kino "kolonialne" i historie o tajemniczej krainie Shangri-La. Przygody na wyspie Totenkopfa to jawne nawiązanie do scen z pierwszego "King Konga" z 1933 roku. Sceny lotnicze to trochę "Bitwa o Anglię" trochę "Gwiezdne Wojny" a trochę ...znane z pecetów i konsol "Crimson Skies".