Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   47
                                           

Jacek "AloneMan" Marciniak


Zielone Berety to jedna z najbardziej znanych formacji wojskowych na świecie. Z niej wywodził się m.in. jeden z symboli lat 80, nieśmiertelny John Rambo. Swego czasu powstała również gra zatytułowana GREEN BERET, która królowała na wszystkich możliwych platformach – od automatów po Commodore 64.



Wciągu ostatnich miesięcy dało się zauważyć, że do Klubu Konesera trafiają coraz nowsze produkcje. Apogeum tego zjawiska zanotowano w ostatnim numerze, gdzie wszystkie opisane gry pochodziły dosłownie sprzed paru lat. Przez redakcję przetoczyła się dość burzliwa dyskusja i pojawiła się nawet teza utworzenia nowego działu, w którym skupialibyśmy się właśnie na reedycjach stosunkowo świeżych tytułów. Koniec końców doszliśmy do wniosku, że nowej rubryki nie będzie, ale Klub Konesera musi choć w części powrócić do korzeni. Efektem tego jest właśnie poniższy tekst.



IN THE ARMY NOW
GREEN BERET jest najstarszą grą, jaka trafiła do Klubu Konesera, ponieważ liczy sobie aż 20 lat! Jest więc pewnie starsza od przynajmniej części naszych czytelników, ale wierzę, że znajdą się i tacy, którzy pamiętają ją właśnie z tamtego okresu. Dla wielu graczy był to bowiem pierwszy tytuł, z jakim się w ogóle zetknęli. Fabuła gry jest prosta jak budowa cepa – oto samotny żołnierz musi się przedrzeć przez teren wroga i uratować czterech zakładników. Gra jest klasyczną strzelaniną z cyklu „idziemy w prawo i niszczymy wszystko co się rusza”. Oczywiście słowo „klasyczna” możemy używać dopiero obecnie, bo 20 lat temu rynek nie był jeszcze przesycony tego typu grami. Wręcz przeciwnie – GREEN BERET pod wieloma względami był produktem innowacyjnym i nowatorskim. Co prawda wspomniana fabuła powielała mocno oklepane schematy, ale z akcją było już o wiele lepiej. Nawet dzisiaj od razu zwraca uwagę fakt, że podstawową bronią jaką dysponuje nasz żołnierz nie jest karabin, ale nóż. Uniemożliwia to szybki bieg przez całą planszę i strzelanie do wszystkiego, wymuszając tym samym nawiązanie kontaktu z przeciwnikiem. Od czasu do czasu można jednak zdobyć bardziej dalekosiężną broń na wrogich żołnierzach.



W swoim czasie gra cieszyła również oko dobrze wykonaną grafiką. Dzisiaj oczywiście wygląda ona fatalnie, ale w porównaniu do innych gier z połowy lat 80 może się podobać. Weźmy chociażby zróżnicowane tła, w których raz przewijają się wyrzutnie rakiet, a innym razem hangary i rozmaite zabudowania. 20 lat temu to było prawdziwe novum. A jeśli już mowa o grafice, to nie można nie wspomnieć o wyglądzie postaci. Bohater sterowany przez gracza wygląda tak, jak powinien wyglądać samotny heros rzucony za linię wroga.
Ciekawie natomiast prezentują się przeciwnicy, którzy przypominają nieco... żołnierzy Armii Czerwonej! Oczywiście nie jest niczym potwierdzone, że twórcy GREEN BERET umieścili akcję swojej gry w hipotetycznym konflikcie USA i ZSRR, ale prawdopodobnie wizerunki przeciwników gracza wzorowane były właśnie na radzieckich „sołdatach”. Jak widać polityka trafiła do gier komputerowych dość dawno. Twórcy jednak nie chcieli chyba do końca sugerować z kim walczy gracz, stąd też poza żołnierzami z Rosji, trzeba też zmierzyć się z... karatekami! No cóż, pozwolę sobie to zostawić bez komentarza, a to z racji szacunku, jakim darzę do dzisiaj tą grę.

BROTHERS IN ARMS
Do GREEN BERET mam dość szczególny stosunek. Nie tylko dlatego, że była to jedna z pierwszych gier w jakie grałem, ale przede wszystkim dlatego, że była diabelnie trudna. W teorii brzmi to nieźle – gracz ma trzy życia, a do przejścia są cztery poziomy. Tyle tylko, że na dalszych etapach bardzo łatwo o śmierć, a po trzykrotnym zgonie trzeba zaczynać od początku.



O grafice już pisałem, natomiast w kwestii dźwiękowej GREEN BERET nigdy nie był zbyt atrakcyjny. Podczas gry towarzyszą nam jedynie dziwne odgłosy, których nawet od biedy nie można nazwać odgłosami wojny (pozdrowienia Veeroos). Jedynie po ukończeniu wszystkich plansz i odbiciu zakładników możemy wysłuchać hymnu Stanów Zjednoczonych.



GREEN BERET to pozycja klasyczna i na swój sposób interesująca nawet dzisiaj. Zachęcam do sięgnięcia po ten tytuł przede wszystkim tych, którzy nigdy w niego nie grali. Może warto, podczas przerwy w zabijaniu kolejnych Japończyków w MOH:PA, zobaczyć jak wyglądały tego typu gry 20 lat temu. Wirtualna wojna bardzo się jednak zmieniła.


  Poprzednia strona Spis treści Nastepna strona   47